czwartek, 2 grudnia 2010

Jerzy Matlak - dzień (a może dni) sądu

Już niebawem PZPS (Polski Związek Piłki Siatkowej) wyda decyzję w sprawie obecnego (póki co) trenera Reprezentacji Polski kobiet Jerzego Matlaka. Lada dzień wspomniany związek osądzi czy Matlak pozostanie na stanowisku trenera.
Muszę przyznać (zupełnie szczerze), że nie sądziłam iż po zakończonych w Japonii Mistrzostwach Świata kobiet rozpęta się prawdziwa burza, taka burza. Owszem jestem w stanie zrozumieć, że nie wszystkich zadowala 9. miejsce, ale żeby robić z tego koniec świata, tak jakby dziewczyny w ogóle nie wyszły z grupy lub po prostu "pojechały do domu przedwcześnie"? Oczywiście sama uważam, że wiele przegranych meczy było "do wygrania", że gdzieś chyba troszkę zabrakło ducha walki w drużynie, bo na przykład indywidualnie nie można tego odmówić Gosi Glince, która powróciła w fenomenalnym stylu, ale to już inny temat. Natomiast co do trenera to nie rozumiem tych uszczypliwych uwag, lawiny krytyki - jakby doprowadził do całkowitego upadku polskiej reprezentacji. Do tego cała ta sprawa z niepowołaniem do kadry wielkiej gwiazdy Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty! I oczywiście medialne spekulacje, że konflikt, że Matlak nie potrafi być trenerem z prawdziwego zdarzenia, że ten niezadowolony, a ta niedowartościowana! No ludzie! Czyż to nie czyste szaleństwo! Bo na pewno nie konstruktywna krytyka.
Spróbuję to złożyć jakoś po kolei, a więc po pierwsze: wynik. Dla kogoś kompletnie niewtajemniczonego, kto przeszpera informacje zawarte w internecie, 9. miejsce w Mistrzostwach Świata kobiet zdarzyło nam się w 1974 r. Natomiast dla tych wtajemniczonych nie jest źle choć mogło być lepiej. A dla tych bardzo wtajemniczonych, którzy nastawiali sobie czasem budzik na 4:30 (patrz: ja), żeby obejrzeć każdy mecz "na żywo"? No właśnie, dla mnie (nie śmiem mówić w imieniu wszystkich) było dobrze, choć żal mi tych "przegranych wygranych setów", tych uzyskanych w pocie czoła punktów po czym straconych, nie wiedzieć kiedy, nie wiedzieć czemu. Jednak jakoś nie potrafię z czystym sumieniem zawyrokować: "Tak, to wina Matlaka!". Taki jest sport, bywa wielką niespodzianką, zaskakuje i rozczarowuje. Gdyby kilka tych punktów, parę setów udało się ugrać, gdyby trafiło nam się (dajmy na to) 4. miejsce ciekawe czy ci, którzy wyrokują najgorliwiej byliby tacy "do przodu". To, że pozostaje jakiś żal po tych MŚ, jakiś niedosyt, czy to daje prawo, aby jednego człowieka mieszać z błotem i obwiniać za wszystko?
Po drugie: media. Tyle pojawiało się informacji, zwłaszcza w internecie, że w pewnym momencie nie wiedziałam w co wierzyć. Zdawałam sobie sprawę, że przynajmniej połowa to spekulacje, ale czy to nie dziwne, że jakoś tak po porażkach (nie tylko sportowych) lubimy mieć kozła ofiarnego. Zawsze szukamy winnego, którego można wytknąć palcem, a do tego niech jeszcze w mediach pojawi się, ktoś kto go będzie krytykował, kto będzie wyrażał wszem i wobec swoje niezadowolenie. Otóż na pewien sposób jest to już jakiś schemat, w który My - Polacy się wpisujemy. Jak idzie dobrze to medale, ordery, fanfary, oklaski, szał, uwielbienie. Gdy idzie źle żywimy się gnębieniem.
Po trzecie: lojalność i kultura osobista. Otóż trener Matlak wielokrotnie pytany o konflikt w zespole, o Skowrońską odpowiadał kulturalnie, że są sprawy, o których się publicznie nie dyskutuje, że nie wypada, że powinno to zostać między ludźmi, a nie stawać się pożywką medialną. Po czym po powrocie reprezentacji do Polski Pani Katarzyna Skowrońska-Dolata udziela wywiadu dla brukowca, w którym to mówi, że dopóki trenerem reprezentacji będzie Jerzy Matlak to ona nie chce grać, że nie zamierza się cofać itd. itp.I tu w mojej głowie pojawiają się pytania dlaczego owa Pani nie udzieliła takiego wywiadu miesiąc temu, gdy nikt jeszcze nie wiedział z jakim wynikiem skończy nasza reprezentacja, czy gdyby dziewczyny zdobyły godną dumy i sławy pozycję to czy Skowrońska również mówiłaby podobne rzeczy? Z całym szacunkiem dla wszystkich sportowych osiągnięć tej zawodniczki, uważam, że wszyscy racjonalnie myślący widzieli ją na Grand Prix i własnym oczom nie wierzyli, a ponadto wspomniany wywiad świadczy o słabości i sr*** wyżej niż się du** ma (jak mawiał mój tatuś), bo za kogo trzeba się uważać, by z Turcji stawiać warunki, jakie muszą być spełnione, by "wielka gwiazda" łaskawie zagrała w barwach naszego kraju.
Po czwarte: POLSKA - biało-czerwoni. Osobiście uważam, że ktokolwiek byłby trenerem i ktokolwiek grałby w reprezentacji to zawsze kibicuje naszym! Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i wszyscy popełniamy błędy, jak również potrafimy odnosić sukcesy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz